Niewiele, ale zawsze cos. Po
Poniedziałek, 1 grudnia 2008 | dodano: 01.12.2008 |
Komentarze(0)
15.24 km |
1.00 km teren |
00:48 h |
19.05 km/h |
| MaxV: 0.00 km/h |
|
Rower: |
Niewiele, ale zawsze cos. Po 16 pojechalem, na os. gorne gdzie mialem spotkac sie z Kinga. Przyjechala po chwili i ruszylismy na gore cmentarna. Tam ogladalismy mur cmentarza wojennego, na ktorym byly liczne slady magnezji i dzialalnosci wspinaczy.Po krotkich ogledzinach ruszylismy w strone lasku glinickiego. Jednak po jakis 500m Kinga sie zatrzymala i juz nie ruszyla. Powodem byl urwany lancuch. Zalamalem sie. Od czasu gdy go kupila (w polowie lipca b.r.), strzelil juz 3 razy. Niestety nie wyposazylem sie jeszcze w skuwacz wiec prowizorycznie go spialem (bo odgiela sie tylko blaszka i wyskoczyl bolec). Po jakis 100m rozpadl sie znowu. Spialem, ujechalismy 1km i znowu. Na szczescie Kinga nie miala daleko do domu, i po nastepnym spieciu dojechala do domu. A ja samotnie pojechalem na rynek skad juz szybko do domu.
Godz. jazdy: 16.30-18.00
Pogoda: ok. +11*C, mocny poludniowy wiatr
Pozdro:)