Darmowe liczniki

Najciekawsze wyprawy:

Rumunia 2011
Rumunia 2011


Bieszczady 2010
Bieszczady 2010


Słowacja 2008
Słowacja 2008


Pieniny 2008
Pieniny 2008


Beskid Niski 2008
Beskid Niski 2008




Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy maciek320bike.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

z kims

Dystans całkowity:19682.57 km (w terenie 947.00 km; 4.81%)
Czas w ruchu:973:10
Średnia prędkość:20.11 km/h
Maksymalna prędkość:88.60 km/h
Suma podjazdów:1360 m
Liczba aktywności:276
Średnio na aktywność:71.31 km i 3h 36m
Więcej statystyk

dzien 7

Poniedziałek, 8 sierpnia 2011 | dodano: 20.08.2011 | Komentarze(0)
77.40 km 1.00 km teren
04:45 h 16.29 km/h
MaxV: 70.40 km/h
Temp.: 30.0 *C
Rower: Kostka



dzien 6

Niedziela, 7 sierpnia 2011 | dodano: 20.08.2011 | Komentarze(0)
60.87 km 1.00 km teren
04:52 h 12.51 km/h
MaxV: 61.35 km/h
Temp.: 25.0 *C
Rower: Kostka



dzien 5

Sobota, 6 sierpnia 2011 | dodano: 20.08.2011 | Komentarze(0)
116.44 km 0.00 km teren
06:31 h 17.87 km/h
MaxV: 62.58 km/h
Temp.: 30.0 *C
Rower: Kostka

Ocena noclegu: 4,5 (mimo braku bierzacej wody)

Wstaje niewyspany, zmeczony wczorajszym dniem.
Na poczatek dla odmiany zjazd i dzisiejszy Vmax. W Calan krotki postoj na stacji. Potem do glownej i krajowa 7 do Sebes. Duzy ruch, obrywam sporym kamieniem w reke - wylecial spod kol ciezarowki -> ból straszny - troche mnie to opoznilo. Droga dosc monotonna - hopki, proste i tak w kolko. Po ok. 45km robimy postoj nad rzeczka; szamanko i moczenie nog:).

Przegania nas pasterz, przedzieramy sie przez stado krow i jazda dalej. Na wlocie do Sebes dlugi korek, wyprzedzamy wszytkich, ktorzy wyprzedzali nas przez ostatnie kilka kilometrow. W miescie male zakupy i wizyta w kantorze - wymieniamy kase po dobrym kursie. Nastepnie ruszamy na jedna z glownych atrakcji wyprawy - droge nr 67c - Transalpine.
Gubimy droge, troche jedziemy terenem, ale jakos wracamy na asfalt. W Sasciori odbijamy na Calnic -> waskie betonowe uliczki,
i rozpoczynamy jak dotad najtrudniejszy podjazd - duze nachylenie i ok. 4km pod gore waska uliczka przez Dumbrave - cos pieknego:) (po drodze nabieramy wody w felernym zrodelku).




Troche ponad 3km uroczego zjazdu przez las i jestesmy na miejscu. Krotkie zwiedzanie zamku,



ucieczka przed cyganskimi dziecmi i spowrotem do Sasciori. Od tej strony podjazd jest latwiejszy, ale tez trzeba mocno cisnac. Na zjezdzie predkosc rosnie strasznie szybko - trzeba mocno heblowac. Uzupelniamy jeszcze wode, zjezdzamy do Sasciori i rozpoczynamy podjazd wlasciwy. Lekiie nachylenie, droga w dolinie, strumien i piekne miasteczka - troche przypomina doline Dunajca, ale gory sa wyzsze.


Kilka km za Sugag zjezdzamy nad rzeke i rozbijamy sie niedaleko budowy (mamy nawet troche pradu). Bartek przez ostatnie kilometry troche chorowal, ale wzial wszystkie mozliwe tabletki i po chwili bylo ok. Wieczorem mycie w lodowatej rzeczce i do spania - metr od wody:).






dzien 4

Piątek, 5 sierpnia 2011 | dodano: 20.08.2011 | Komentarze(0)
137.43 km 0.00 km teren
07:31 h 18.28 km/h
MaxV: 54.75 km/h
Temp.: 27.0 *C
Rower: Kostka

Ocena noclegu: 5

Pobudka standardowo przed 6. Słonce wstaje i suszy namiot. Powoli sie zbieramy, troche zaspani, bo zasnelismy dopiero po 12 (brak zmeczenia).

Poczatek jazdy dosc ciezki - delikatnie, ale dlugo pod gore i do tego pod wiatr. Kilka mijanek, piekne widoki i podjazd - ok.5 km pod gore z przystankiem na uzupelnienie wody. Zjazd gdyby nie dziury bylby cudowny - ponad 9km telepania z predkoscia ok 40km/h. Za Varfurke kolejny podjazd - ok.10%, ale jakos sie wtaczam. Na gorze II sniadanie, potem zjazd, plaskie, podjazd i znowu plaskie. Za Brad robimy obiad nad rzeczka. Po posilku kolejny podjazd z serpentynami, szybki zjazd i lekko w dol az do Devy. Przejezdzamy przez zadbane centrum i do Hunedoary. Droga mokra, troche pokropilo, ale dojechalismy. Miasto nie zachwyca, ale zamek robi wrazenie. Zwiedzamy za darmo, bo kasa juz nieczynna, ale ochroniarz pozwolil. Po wyjsciu z zamku zaczyna lać i w strugach deszczu opuszczamy Hunedoare przez (jak to nazwal Kubicki) "dzielnice burdeli". Na szczescie po chwili przestaje padac i po kilku hopkach (na jednej uzupelniamy zapas wody w zrodelku) rozbijamy sie na lace na szczycie wzgorza. Piekne widoki, szybkie mycie, kolacja i spac.

Z serii widok z namiotu

Greckie widoki


Podjazd

Poloniny

Zrodelko

Judetul Hunedoara

Kapiel w strumieniu


Most?

Deva

Hunedoara


Nocleg




dzien 3

Czwartek, 4 sierpnia 2011 | dodano: 20.08.2011 | Komentarze(0)
146.69 km 1.00 km teren
07:05 h 20.71 km/h
MaxV: 54.75 km/h
Temp.: 30.0 *C
Rower: Kostka

Ocena noclegu: 3,5

O 5 rano budzi mnie koncert: deszcz i chrapanie Kubickiego. Na deszcz nic nie poradze, ale Kubicki dostanie potrojna dawke wapna i wit. C na katar:). O 6.02 wstaje Bartek; pakowanie, sniadanie, suszenie i odjazd.
Deszcz przestaje padac, ale jest dosc chłodno, wiec poczatek w kurtkach. W "Beretach" próbujemy umyc naczynia na stacji, ale obsluga zabrania:
"no wasser, no".
Do granicy wegiersko-rumunskiej nie dzieje sie nic ciekawego - plaskie, dlugie, nudne i meczace proste, do tego wiatr w twarz i spory ruch. Na granicy szybka kontrola i jestesmy w Rumunii. Poczatek niestety niezbyt mily, bo jestesmy glodni, a sklepow brak. Po ponad 10km jazdy dwupasmowka docieramy do Kauflandu - zakupy i obfite drugie sniadanie. Odzywieni ruszamy dalej - obwodnica. Objezdzamy Oradee i kierujemy sie na Deve. Tu zaczyna sie jazda. Na poczatku hopki, a potem podjazdy. Na pierwszy zostaje w tyle, bo bylem przekonany ze bedzie krotki, a bylo ok. 6km i to stromo. Po wegierskich plaskich to bardzo przyjemna odmiana, odzylismy z Bartkiem i moglismy sie cieszyc pieknymi widokami. Zjazd rownie dlugi i dosc szybki. Po kilku kilku km (na 108km) robimy odpoczynek w poblizu obskurnej stacji, ale z dobra woda. Ruszamy dalej - kolejny podjazd ok. 2km - zjazd bardzo przyjemny. W Sambacie przy 30km/h wypada mi butelka z woda (2 litry) - wode uratowalismy, ale butelka nie przezyla:). Za Baius znowu plaskie proste, ale widoki motywuja do jazdy. W Petrilani po krotkich poszukiwania (bylo troche blota) rozbijamy namiot. Na kolacje spaghetti, potem kapiel w rzece i do spania.

Opuszczamy kukurydzian pole

Romania

Kierunek ...

Kamienie milowe

Stacja

Charakterystyczne miejscowosci

Przeprawa przez bloto


Budda

Miejscowka

NA koniec dnia




Dzien 2 - nadmierna uprzejmosc; arbuz; Debreczyn; kukurydziane pole

Środa, 3 sierpnia 2011 | dodano: 20.08.2011 | Komentarze(0)
145.63 km 1.00 km teren
06:45 h 21.57 km/h
MaxV: 38.75 km/h
Temp.: 30.0 *C
Rower: Kostka

Ocena noclegu: 4. W nocy zrobilo sie zimno i musielimy wyciagnac spiwory.

Z serii widok z namiotu:


Pobudka 6:07, sniadanie, pakowanie i czyszczenie sakw Kubickiego (sos sie wylal). O 8,30 ruszamy, a o 8,32 przekraczamy granice slowacko-wegierska. Przejezdzamy szybko przez Satoraljauhel i zatrzymujemy sie na stacji na poranna toalete. Przez nadmierna uprzejmosc Kubickiego -> "baby" szturmem przejeły lazienke ze mna w srodku:). Jakos udalo sie uciec i ruszylismy dalej. Po ok.200m jazdy asfaltem kierowcy zmusili nas do zjazdu na sciezke rowerowa - niechetnie zjechalismy i kolejne kilka kilometrow jechalismy nawet przyjemna sciezka rowerowa.
Wjazd na sciezke - nie zmiescilem sie:)

Przyjemna sciezka


Przed Tokajem spotkalismy grupe mlodych Polakow jadacych samochodami do Hajduszoboszlo, po krotkiej rozmowie ruszamy na Tokaj, w ktorym robimy przerwe na drugie sniadanie.

Winnice przed Tokajem



I Tokaj


Wodopój


Z Tokaju na Nyirghaze - kilka minięć na żyletki i straszne zamulanie. Ok. 8km przed Nyirghaza kupujemy Dynnie i konsumujemy na miejscu:).

Szybko przejezdzamy przez Nyirghaze, kawalek dwupasmowka i po kilku kilometrach robimy postój na obiad - tym razem ryz z sosem + deser - nektarynki i musli. Kolejne kilometry ruchliwa czworka - nuda i zamulanie.

W Debreczynie zwiedamy bardzo ladny i zadbany rynek, i tankujemy ok. 7 litrow wody.


Potem troche bladzimy, ale udaje sie ubrac dobry kierunek na "Berety". Na wylocie z miasta zahaczamy jeszcze o sklep.
Jakies 10km za Dbreczynem odbiajmy w boczna droge w poszukiwaniu noclegu. Po ataku psow, odnajdujemy polna droge miedzy polami kukurydzy, rozbijamy namiot, gotowanie (tym razem pieczen rzymska w sosie i kisiel).

Potem mycie -> 1,5 litra wody = cudowny prysznic; degustacja winka i do spania - przy rechocie zab i swierszczy.






Dzien 1 - poranne zamotanie; niesprawny licznik; niegoscinni Słowacy

Wtorek, 2 sierpnia 2011 | dodano: 20.08.2011 | Komentarze(0)
180.64 km 0.00 km teren
08:12 h 22.03 km/h
MaxV: 63.99 km/h
Temp.: 35.0 *C
Rower: Kostka

No i zaczęło sie.
Start o 7.00. Bartek rozpoczyna malym spoznieniem - przyjezdza po 7.20:). Kompresja bagazu, wizyta na stacji i u Bartka po bidony. Przed 8 ruszamy razem z bracmi G.: Arkiem i Wojtkiem.
Na Magure spokojnie w ok. 17min. - nauka jazdy z obciazeniem itd:), zjazd z Vmax:). W Zdyni troche kropi, a bracia G odbijają na Watre. Przed granica kilka telefonow i opuszczamy Polske. Do Bardejova jak zwykle szybko, wiaterek w plecy; tam maly popas, troche deszczu, wizyta w rowerowym i "naprawa" licznika:).
Do Kapusan dalej z gorki (srednia rosnie). Przed Hanusovcami gotujemy makaron z gulaszem - pierwszy kryzys glodowy zazegnany:). Nastepnie dalej z wiatrem do Vranova. Dystans robi swoje (rekord dzienny 2011) i zaczynam wysiadac, lapie mnie skurcz w lydkach:(. Po krotkim odpoczynku (potrojna dawka magnezu), ruszamy dalej. W Trebisovie zakupy w Lidlu - 4l wody. Koncowke strasznie mecze - kryzys glodowy i zmecznie, ale dojezdzamy do Slovenskiego Novego Mesta. Poszukiwanie noclegu "na gospodarza" zakonczone porazka - rozbijamy sie obok boiska. Zupa z makaronem, kisiel, piwko, prysznic w litrze wody i do spania. W nocy strasznie goraco, spimy bez spiworow, sluchajac swierszczy.
Kubicki slyszy kroki:).

Poranne zamotanie


Gdzies w Ropicy

Mocna grupka

Poczatek podjazdu na przelecz

Ostatnia serpentyna

Zjazd z przleczy



W Bardejovie

Gotowanie

Na trasie





Expresowy Sacz +

Czwartek, 28 lipca 2011 | dodano: 28.07.2011 | Komentarze(0)
117.07 km 0.00 km teren
04:21 h 26.91 km/h
MaxV: 71.32 km/h
Temp.: 25.0 *C
Rower: MONTANA

Szybka jazda do Sacza po EKUZ. Poczatek w lekkim deszczu, ale od Ropy sloneczko, sucho i wiatr w plecy. Srednia do Sacza ponad 29km/h, powrot wolniejszy bo pod wiatr, ale srednia utrzymalem powyzej 28km/h.
Z Gorlic jeszcze do Staszkowki po Bartka, ktory wracal ze Starachowic.



BBBŁŁŁOOOTTTOOO

Niedziela, 24 lipca 2011 | dodano: 24.07.2011 | Komentarze(2)
52.65 km 30.00 km teren
03:55 h 13.44 km/h
MaxV: 55.17 km/h
Temp.: 18.0 *C
Rower: Salamandra

Przypadkiem zapisalem sie na maraton, ale nie jako uczestnik - mialem pilnowac rozjazdu MEGA/GIGA, potem zamknac GIGA i zamykac wyscig.

Rano na stadion po ostatnie wytyczne, prowiant (6bananow i 1,5l wody) i start. Zrobilem rundke honorowa z zawodnikami, i sam ruszylem do na przel. owczarska. Dojechalem zgodnie z planem tj. o 10:55. Pierwszy zawodnik pojawil sie dopiero o 12:10, a 0 13,15 zamknalem trase giga i ruszylem za ostatnimi gigowcami.
Na zjezdzie do Malastowa od razu poczulem, ze jestem na maratonie. Wielkie kaluze, błoto, błoto i błoto. Natepnie odcinek po asfalcie do Bartnego, odprawilem kilku strazakow i policjantow do domu, zamknalem bufet i staralem sie dogonic ostatnich. W BArtnem przejazd przez rzeke i pod gore po "balach" - podobno byla sciezka obok, ale jakos nie zauwazylem. Wymeczylem na gore (wiekszosc na nogach) zaliczajac 2 gleby w najwieksze bagna (owe bale byly strasznie sliskie - ani opony, ani spd nie wyrabialy). Na szczycie dowiedzailem sie, ze tuz przede mna jedzie 3 gosci - wiec ambitnie jade w dol na zlamanie karku, co konczy sie trzecia gleba tego dnia - za szybko wpadlem w przekop i polecialem do przodu. Na asfalcie w Banicy doganiam dwoch zawodnikow ze Strzyzowa i razem przedzieramy sie przez ...... BŁOTO. Wtaczamy sie na przel. malastowska; zamykam bufet nr 2, potem mozolny podjazd na Magure i karkolomny zjazd. Docieramy do przel. owczarskiej; przez jeszcze wieksze bloto (slynna podmokla polana) "wchodzimy" na gore Obocz, ostatni ciezki zjazd przez las, potem szybki szuter i asfalt (Kochanowskiego). Koncowka nad Sekowka i finisz na stadionie. Potem myjka i szacowanie strat:).

Podsumowanie:
-rozpisalem sie strasznie
-bylo fajnie
-bdb organizjacja i zabezpiecznie trasy (straz, policja, gorp)
-za duzo blota
-zdarlem klocki z tylu
-zero awarii
-zyje:)



Kur"e"vskie Sedlo

Wtorek, 19 lipca 2011 | dodano: 19.07.2011 | Komentarze(0)
121.82 km 0.00 km teren
04:33 h 26.77 km/h
MaxV: 79.96 km/h
Temp.: 30.0 *C
Rower: MONTANA

Łooo nareszcie jakas sensowna trasa. Wyjazd o 9 z: Bartkiem, Wojtkiem i Arkiem.
Trasa:
#

Poczatek luzny, podjazd na Wawrzke spokojny z ladna premia na szczyt - atakuje razem z Arkiem; zjazd w tunelu za Bartkiem - 70km/h. Do Berestu małe przegrupowanie: bracia przodem, ja z Bartkiem spotkojnie za nimi. II premia gorska - Krzyzowka, podjezdzam sam swoim tempem - bracia przede mna, Bartek troche z tylu. Do Tylicza szybko z kilkoma mocnymi akcentami i III premia - Kurovskie Sedlo. Tu juz pelen lajt, wjezdzam spokojnie z Bartkiem i zjazd. Wiatr jak zwykle w twarz, ale Bartek pieknie rozprowadza i wyciaga niewiele ponad 80km/h, mi braklo 0,04:). Dalsza czesc zjazdu dosc meczaca, troche prowadze, ale potem wyskakuje Wojtek z Arkiem na ogonie i podpinam sie:). Do Bardejova pod wiatr, krotka przerwa na bananka i jazda dalej. Bracia urywaja sie po chwili, a ja z Bartkiem spokojnie tocze sie do granicy. Koncowka podjazdu na przel. Beskidek (Seldo Dujava) w pelnym sloncu wykancza, ale krotka przerwa i napoj na granicy wracaja sile i na prostej w Koniecznej ciagniemy z Bartkiem ponad 40km/h (w porywach pod 60). W Zdynia walka z krowami, tankowanie wody i na Magure. Podjazd wchodzi opornie, na drugiej serpentynie zlapal mnie "mini" skurcz, ale na zjezdzie odzywam i rozprowadzam Bartka, co pozwala mu na wyciagniecie ok.76km/h. Dalej juz standardowo - mocno caly czas i wszystko byloby ok, gdyby nie skurcze lydki, ktore lapaly mnie przy kazdym mocniejszym podciagnieciu. Tym razem Bartek zwalnia i razem dojezdzamy do Gorlic.

Dzieki za jazde; premie gorskie i rozprowadzanie na zjazdach.






button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

Zaopatrzenie:






Moje rowery


Archiwum